niedziela, 26 lutego 2017

O TYM JAK NIEWIELE POTRZEBA, ŻEBY ZACZĄĆ I O SPOSOBACH NA ZIMĘ

Dorenda Snieder, która odwiedziła skromne progi Rowerowni opowie o swojej przyszłej podróży...

Pochodzi z Holandii. Kilka lat temu pojechała na rowerze z Holandii do Białorusi. Obecnie mieszka i pracuje w Polsce. Na początku marca jedzie na swoim Surly’m w 9-miesięczną podróż do Ułan Bator.


Pożegnanie z domem przed wyjazdem na Białoruś.
Do jazdy wystarczy 40-letni rower.


– Dlaczego wybrałaś Ułan Bator?
– Nie wiem dlaczego. Chyba dlatego, że Azja najbardziej mnie ciągnęła. Nie wiedziałam wcześniej, czy chcę jechać do Mongolii czy do Chin czy do Władywostoku, ale na pewno gdzieś w tę stronę. Władywostok za daleko, chińska wiza sprawia za dużo kłopotów, bo nie lubią tam rowerzystów, więc padło na Ułan Bator. Zaczęłam się powoli przygotowywać. Pierwszy był rower. Najpierw na niego zbierałam pieniądze potem kupiłam.

– Znasz rosyjski?
– Tak.

– Od jak dawna przygotowujesz się do tego?
– Już od czasu podróży do Białorusi! Zaczęłam od roweru, potem inny sprzęt, a jak już uzbierałam wszystkie te rzeczy, zaczęłam sprawdzać, gdzie można by pojechać, gdzie potrzeba wizę, gdzie są otwarte granice, gdzie jest bezpiecznie, co jest w ogóle do zobaczenia ciekawego. To była najtrudniejsza część i nie mogłam się do tego zabrać, więc w końcu ustaliłam termin, no dobra, to pojadę w marcu i wtedy już musiałam to zacząć robić (śmiech). Mogłabym pojechać już nawet dwa lata wcześniej, gdybym tylko się zorganizowała.

– A na którym pojechałaś do Białorusi?
– Na starym rowerze. On już wtedy miał 40 lat. Potem się go pozbyłam – po prostu nie mogłam znaleźć części.

– Jaki miałaś ekwipunek na wyprawę?
– Dwie sakwy i torbę na kierownicy z mapownikiem. Na bagażniku miałam namiot, karimatę i śpiwór.

– I to wystarczyło na 2 700 km?
– Nie, jeszcze butelki z wodą. Bo to czy podróż jest długa czy krótka nie ma większego wpływu na ilość bagażu. Oczywiście jeśli będzie różna pogoda, jeśli będzie zima i lato, to tak. Ale podczas wyprawy na Białoruś [która trwała 2 miesiące – red.] było lato, więc to bez różnicy. Nie zabiorę przecież jedzenia na całą wyprawę.

Postój jeszcze w Holandii.
– A jakie drogi wybierasz? Małe wiejskie drogi czy były też drogi szybkiego ruchu, gdzie auta jeżdżą 60-70 km na godzinę?
– Nie, nie - jak najmniejsze. Szczególnie w Niemczech było to bardzo łatwe, ponieważ wszędzie były drogowskazy i tabliczki. Często nawet były ich dwa rodzaje: te które wskazywały najkrótszą drogę i te które prowadziły trasą turystyczną. To było bardzo wygodne. W Polsce mam taki sposób, że wybieram te drogi bez numerów.

– Zabierasz jakieś części zamienne albo narzędzia?
– Tak, w najbliższą podróż zabiorę więcej niż poprzednio. Zastanawiam się nawet nad tym czy wziąć jakieś zębatki do kasety na wymianę. Na pewno będę mieć zapasowy łańcuch, no i jakieś łatki, dętkę, jedną oponę zwijaną, okładziny hamulców, łyżki, pompkę i jakieś klucze.

– Całkiem mało...
– Na pewno chcę wymienić cały napęd przed wyjazdem, a ten który mam teraz zostawię sobie na kiedy indziej i zużyję potem do końca. Myślę, że te nowe zębatki przetrwają całą podróż, no i potem będą do niczego.

– Będziesz jechać z plecakiem czy tylko z sakwami?
– Mały plecak też, ale nie na plecach tylko w sakwie. Będę go zabierać podczas kilkudniowych postojów, jak i odpinaną przednią torbę na kierownicę, w której trzymam najcenniejsze rzeczy. Reszta będzie zostawać na rowerze.

– Ile czeka cię kilometrów w przyszłej wyprawie?
– Do Ułan Bator jakieś 12, 15 tysięcy kilometrów, a potem powrót pociągiem. Koleją transsyberyjską. Tak naprawdę pierwszy odcinek to kolej transmongolska. Jest taki bezpośredni pociąg ale raczej pojedziemy najpierw do Irkucka, gdzie te dwie koleje się połączą i tam się przesiądziemy na transsyberyjską. Tam są tańsze pociągi i ciekawsze, bo jest platzkart. Wiesz co to jest?

– Nie!
– Bo to jest tak, że jest pierwsza klasa, druga klasa i jest platzkart. To jest taki otwarty wagon. Przedziały nie są zamknięte, nie ma drzwi pomiędzy przedziałem, a korytarzem. Na korytarzu po bokach są łóżka. To są takie typowe rosyjskie wagony i słyszałam, że jest zawsze bardzo miła atmosfera ponieważ bardzo łatwo się integrować, kiedy nie ma tych wszystkich drzwi (śmiech). No i są tańsze!
Na czerwono trasa do przejechania na rowerze, na żółto - droga powrotna pociągiem.
– Więc to taki wagon sypialny?
– Tak. Taki pociąg jedzie minimum 4 dni.

– ...kuszetka! Ja znam taką nazwę, chociaż nie wiem czy to dokładnie taki rodzaj wagonu.
– A to jest polska nazwa?
– Tak.

– Będziesz robić zdjęcia? Wrzucać gdzieś?
– Oczywiście.

– Smarfonem?
– Nie! Robi fatalne zdjęcia. Biorę oddzielnie aparat.

– A z kim jedziesz?
– Z takim chłopakiem z Krakowa, którego znalazłam na forum Podróże Rowerowe.


– Nie boisz się, że staniesz się zależna od tego drugiego człowieka?
– Zależna? Nie. Tak planujemy wyjazd, że w każdym momencie każde z nas będzie mogło odłączyć, jeśli będzie taka potrzeba.Przepisaliśmy już ze sobą dużo maili i określiliśmy nasze oczekiwania co do podróży i one są zgodne, więc liczę na to że wszystko się uda.

– Wydaje mi się to całkiem ważne dobierać sobie obowiązkowych towarzyszy wypraw! (śmiech). Te pierwsze dni marca mogą być jeszcze zimne. Zaopatrzyłaś się jakoś w specjalistyczną odzież albo śpiwór, w którym wytrzyma mrozy do -12 stopni?
– Nie, nie. Mam puchowy śpiwór, który wytrzymuje do -4. Nie oczekuję żeby było zimniej. A jak będzie rzeczywiście zimno to będę zakładać na siebie wszystko co mam. Mam też kurtkę puchową. A na nogi mam kalesony, spodnie i spodnie przeciwdeszczowe, od wiatru.

– A nastawiasz się na jakieś super materiały, np. wełna merynosa?

– Nie, niespecjalnie. Mam tylko jedną czy dwie koszulki z wełną merynosa. Nie kupowałam nic nowego.

– Ja też przez jakiś czas w upalne lato myślałam o zakupie kasku, mając nadzieję, że uratuje mnie przed ewentualnym udarem, jednak w końcu się nie zdecydowałam. To byłby jedyny powód który skłoniłby mnie do tego, bo nie wierzę w to, że mógłby mnie uratować przed ciężarówką...
– Na miejskich drogach? Ja też nie wierzę, że jest potrzebny. Może uratować, ale może też pogorszyć sytuację. Na szybkich zjazdach w górach - owszem, lepiej go mieć.

Gdy zawodzi kemping, nie zawodzi polska gościnność.
– Planujecie zatrzymywać się u tubylców podczas podróży? Zakończycie ją w listopadzie, prawda?
– Tak, w listopadzie już wrócimy. Po drodze mamy trochę znajomych, zwłaszcza Maciek. Już był w większości tych miejsc. Jest dużo bardziej doświadczonym podróżnikiem niż ja. Myślę, że od czasu do czasu będziemy korzystać z gościnności ludzi z WarmShowers, ale też myślę, że ludzie będą nas czasem zapraszać całkiem spontanicznie (śmiech). Nawet w Polsce mam takie doświadczenie - tutaj się wszyscy martwią, że to dziewczyna sama, że niebezpiecznie. Głównie jednak będziemy liczyć na nasze namioty.

– Też Couchsurfing?
– Może też, ale myślę, że przez WarmShowers będzie łatwiej.

– Czy czekają na was jakieś niebezpieczne regiony?
– Takie obszary gdzie są otwarte konflikty omijamy. Mam taką aplikację z holenderskiego ministerstwa spraw zagranicznych. Tam są mapki dla każdego kraju: czerwony to znaczy “nie jedź tam”, pomarańczowy “jedź jeśli naprawdę musisz”, żółty “uważaj”. I my będziemy jechać tylko przez zielone i żółte.

– A jak z funduszami na wyjazd? Na pewno nie będzie można wszędzie płacić kartą?
– Ogólnie to nie wiem. Na pewno mam już odłożone więcej niż potrzebuję na wyjazd. Czytałam ile innym wychodziły dzienne koszty i to było średnio 15€ na dzień. Wydaje mi się, że to jest bardzo dużo, zwłaszcza w tych krajach. Nie sądzę, że tyle będę wydawać. Na wschodzie wszystko jest bardzo tanie i ludzie często zapraszają do domu. W tych 15€ miały by się mieścić koszty na jedzenie, wizy i inne wydatki. Tylko bilety na samolot albo pociąg nie były w to wliczone.
A w tych krajach gdzie nie można płacić kartą, na przykład w Iranie? Po prostu w poprzednim kraju podejmiemy tyle pieniędzy z bankomatu ile oszacujemy, że będzie nam potrzebne i będziemy liczyć na to, że tyle nam wystarczy (śmiech). A lepiej mieć po prostu więcej. Dolary gdzie indziej też się przydadzą.

– Jak dajesz radę jeździć w zimie po mieście? Jesteś predysponowana do tego? Może masz to we krwi?
– Myślę, że nie. To jest kwestia hartowania. Wydaje mi się, że Polacy często są po prostu mniej zahartowani. U mnie w pracy, kiedy Holendrzy uskarżają się, że jest za ciepło to Polakom zawsze jest zimno. Zimą szczególnie. Im zimniej jest na zewnątrz, tym cieplej musi być w środku. Też tutaj ludzie noszą czapki całą zimę, a w Holandii jak jest mróz, to …hmm, niektórzy noszą (śmiech). Teraz przyzwyczaiłam się do tej czapki, ale jak wróciłam do domu (do Holandii) i tam była zima to nikt nie chodził w czapce, a mnie inaczej niż wszystkim było zimno, a wydaje mi się, że kilka lat temu wcale bym jej nie potrzebowała! Poza tym to często jest po prostu w głowie. Jak pojedziesz, to się okazuje, że wcale nie jest tak zimno, bo od jazdy robi się ciepło.

– Bardzo się cieszę, że chciałaś o tym porozmawiać. Dzięki!

Rozmawiała: Aldona, 1 lutego 2017 r.